Ameryka Płd.

Peru, Boliwia, Chile – miesiąc w Ameryce Płd. cz.3.

9 stycznia 2016
Machu Picchu Peru

Po zwiedzeniu Boliwii i Chile wracamy ponownie do Peru, po długiej podróży z La Paz nad ranem przyjeżdżamy do Cusco, a kilka dni później do punktu kulminacyjnego wycieczki – Machu Picchu.

 

28.09 Zwiedzanie Cusco i nocny autobus do Puerto Maldonado

Ten dzień spędziliśmy na wolnym spacerze i kilkugodzinnej wycieczce po zabytkach okolic miasta. Kupiliśmy od razu wycieczki i noclegi do końca wyjazdu.

Cuzco (w języku keczua „pępek świata”) to starożytna, pierwsza stolica i centrum olbrzymiego imperium Inków, które u szczytu swojej świetności w XV wieku rozciągało się od współczesnego Chile na południu aż po Kolumbię na północy (lista UNESCO). Miasto jest położone na wysokości ok. 3400 m n.p.m. w pobliżu doliny rzeki Urubamba, ale my nie musieliśmy już oswajać się z wysokością. Miasto zostało założone przez pierwszego władcę Inków w XII wieku, a następnie zdobyte w 1533 r. przez oddziały Francisco Pizarro i przebudowane w stylu kolonialnym (do dziś zachowały się fragmenty inkaskich murów). Po powstaniu Manco Inki miasto zostało spalone, a Hiszpanie zbudowali tu swoje miasto. W Cuzco pogoda zmienia się dość szybko, my mieliśmy mnóstwo szczęścia, bo tylko przed naszym przyjazdem i podczas wyjazdu do dżungli padało. Bardzo klimatyczne, górskie miasto, choć trzeba przyznać dosyć mocno skomercjalizowane. Co chwilę zaczepiają sprzedawcy wycieczek, pamiątek czy tradycyjnie przebrane kobiety, które z małą lamą na rękach nakłaniają do zrobienia sobie zdjęcia. Zwiedzamy kolonialne świątynie, m.in. La Catedral, La Campania i Iglesia Santo Domingo, pokazujące potęgę kościoła w tych czasach, a ich wystrój jest zupełnie inny od tego w naszych kościołach. Trudno się tu zgubić, praktycznie z każdego miejsca jest blisko do głównego placu Plaza de Armas. Warto zobaczyć też tutejsze targowisko Mercado San Pedro oraz jedno z lokalnych muzeów.

Pospacerowaliśmy chwilę po centrum, a później załapaliśmy się na Free Walking Tour, czyli darmowe zwiedzanie miasta. Na początku nie ukrywam byłem dosyć sceptycznie nastawiony, ale okazało się to bardzo ciekawym doświadczeniem. Odwiedziliśmy muzeum kawy, z którego ponoć słynie Peru, następnie posłuchaliśmy trochę o historii i zwyczajach, dowiedzieliśmy się jak odróżnić mur inkaski od kolonialnego, porobiliśmy sobie zdjęcia z lamami i alpakami:), a następnie zobaczyliśmy pokaz przyrządzania ceviche i zjedliśmy tradycyjny obiad z owoców morza w lokalnej knajpce. Dowiedzieliśmy się też m.in. że normalnie płatna dla turystów katedra przy głównym placu jest dostępna bezpłatnie podczas porannej mszy w niedziele (oczywiście korzystamy z okazji, a przy okazji podziwiamy słynny obraz Ostatniej Wieczerzy ze świnką morską na talerzu, w godzinach 10-17:45 wstęp dla turystów kosztuje 25 soli). Mogę z czystym sumieniem polecić ten sposób poznawania miasta.

Po południu wybraliśmy się na kilkugodzinną wycieczkę City Tour po okolicznych zabytkach (20 soli). Można było to zorganizować samemu, ale cena była tak niewielka, że poszliśmy na łatwiznę. Do tej ceny trzeba doliczyć jednak stosunkowo drogi bilet wstępu (Boleto Turistico) – częściowy na kilka miejsc 70 soli lub pełny za 130 sole, ważny 10 dni na prawie wszystkie miejsca archeologiczne w okolicy Cusco. W planie było pięć punktów: położne ruiny świątyni słońca Coricancha (w czasach Inków jej mury były pokryte płytami ze złota, główna świątynia Inków, dopłata 10 soli) oraz pobliskie ruiny: Sacsayhuaman (kompleks inkaskich kamiennych murów na wzgórzu ponad miastem, zbudowanych z idealnie dopasowanych, monumentalnych bloków skalnych o wadze przekraczającej 300 ton!, kiedyś znajdował się tu kompleks ochronny, ale pod rządami konkwistadorów większość fortecy została rozebrana w celu uzyskania materiałów do budowy miasta. Rozciągają się stąd wspaniałe panoramy na miasto, bardzo fotogeniczne miejsce), Qenqo (grota z ołtarzem do mumifikacji), Puca-Pucara (pozostałości wieży obronnej) i Tambomachay (świątynie wody). Również była to bardzo ciekawa wycieczka, podczas której wysłuchaliśmy historii i usłyszeliśmy mnóstwo ciekawostek. Np. to że Inka, czyli wódź był jeden, a jego lud to po prostu Indianie pod panowaniem Inki, o tym jak bardzo rozwinięte było plemię Quechua czy jak to konkwistadorzy i kościół niszczyli zabytki i narzucali swoje reguły.

Cusco jest idealną wręcz bazą do zwiedzania bardzo licznych atrakcji Świętej Doliny i Machu Picchu. Do zobaczenia jest naprawdę wiele. Jest to również idealne miejsce do kupowania pamiątek, a także próbowania lokalnych niedrogich specjałów, z grillowaną świnką morską na czele.

Wieczorem mamy nocny autobus do Puerto Maldonado. Okazało się, że Cruz del Sur otworzyło niedawno nowe bezpośrednie, 10-godzinne połączenie w stosunkowo niewielkiej cenie (70 soli, tyle samo powrotny), zdeeecydowanie taniej niż lot do Rurre w Boliwii.

 

 

29.09 Wycieczka do dżungli (1/2)

Mieliśmy czas tylko na 2-dniową wycieczkę, choć teoretycznie minimum to trzy dni, ale i tak zdecydowaliśmy się na odwiedzenie peruwiańskiego lasu równikowego. Tak naprawdę okazało się, że straciliśmy tylko jeden nocny spacer, bo trzeci dzień to relaks i powrót. Koszt 3-dniowego Jungle Trek to ok. 195 USD ze wstępem do Parku Narodowego Tambopata (my płacimy 140 USD za dwa pełne dni i indywidualny powrót wieczorem).

Po przyjeździe rano do Puerto Maldonado czekał na nas transport do centrum na śniadanie. Jest mega gorąco (ponad 30 st. C) i wilgotno, duża różnica między górami. Miasteczko też zupełnie inne, biedniejsze, dużo tropikalnych roślin, wszędzie jeżdżą motory i mototaxi. Z przystani płynęliśmy tradycyjną drewnianą łodzią motorową w górę rzeki w kierunku Boliwii. Woda w rzece miała charakterystyczny brązowy kolor, a na brzegach widzieliśmy zaczątki dżungli. Od przystanku czekał nas jeszcze 1,5 godzinny trekking w dżungli, co prawda wydeptanym szlakiem, ale i tak wrażenie było świetne. Różnorodna roślinność, pnącza, konary drzew, mnóstwo naprawdę dużych motyli, ważek i innych owadów, ptaki i żółwie i głosy większych zwierząt w oddali. Dostaliśmy gumowce, bo trasa była momentami błotnista. Następnie wsiadamy do drewnianego kajaku i wiosłując dopływamy wąskim kanałem do celu – jeziora Sandoval. To tutaj spędzimy dwa dni, obserwując żyjące w jeziorze i jego okolicach zwierzęta. Nocujemy w lodge’y w łóżkach z moskitierami. Po lunchu mamy krótki odpoczynek na hamakach. Później ruszamy w poszukiwaniu małp i kajmanów. Jeszcze przed dojściem do łodzi trafiamy na dużą grupę małpek, które wędrują po gałęziach nad naszymi głowami. Później obserwujemy piękny zachód słońca, a na koniec nocne safari. Pływamy z latarkami i widzimy kilka kajmanów. Słychać tutaj nieprawdopodobne dźwięki dżungli – w nocy są bardzo głośne!

 

 

30.09 Wycieczka do dżungli (2/2) i powrót do Cusco

Kolejnego dnia wstajemy o 5 rano żeby zobaczyć na żerach papugi, widzimy najpierw małe zielone, a następnie duże, o rozpiętości skrzydeł niemal na 1 m, żółte i czerwone Macaw. Później po drodze udało nam się jeszcze zobaczyć małpy, kajmana, mnóstwo ciekawych ptaków oraz śpiące na drzewach nietoperze. Długie momenty spokojnego dryfowania i przyglądania się naturze – jak rybki wyskakujące z wody pożerają latające nad nią owady, a następnie same stają się ofiarami ptaków… Po obiedzie wybraliśmy się na poszukiwanie mieszkających w Lago Sandoval blisko 2-metrowych nutrii. Złapał nas ciepły deszcz (bardzo szybko zmienia się tu pogoda, koniecznie trzeba mieć poncho, jak i krem przeciwsłoneczny i repelenty:)), ale w końcu trafiliśmy na rodzinkę nutrii. Co prawda w deszczu i z daleka, ale widzieliśmy!

W tego typu wyprawach najbardziej lubię dreszcz emocji i samo poszukiwanie, no i oczywiście możliwość zobaczenia tych zwierząt w ich naturalnym środowisku. Wieczorem po dotarciu do Puerto Maldonado mamy jeszcze kilka godzin przed odjazdem autobusu, oprócz głównego placu trafiamy na targ, gdzie za 10 soli we dwójkę najedliśmy się do syta;) – mięsko z barbeque i faszerowane ziemniaki, a do tego za kilka soli owoce na zagryzkę. Później korzystamy z mototaxi, które obok motorów stanowią tutaj główny środek lokomocji.

Inne opcje na zobaczenie dżungli z Cusco to wycieczka do Parku Narodowego Manú (jest to droższa opcja + zalecane są dłuższe wycieczki min. 4-5 dni, aby wypłynąć dalej w górę rzeki i głębsze partie lasu) oraz Iquitos na północy kraju przy dorzeczu rzeki Amazonki.

 

 

01.10. Przejazd do Aguas Calientes

Jest wiele możliwości pokonania 112 km i dostania się z Cusco do Aguas Calientes (nowa nazwa Machu Picchu Pueblo), małej miejscowości położonej w dolinie świętej rzeki Inków Urubamby, tuż pod słynnym Machu Picchu. My wybieramy najtańszą opcję, dostępną od niedawna, czyli jazdę busem do elektrowni Hidroelectrica (wcześniej busy jeździły tylko do Santa Teresa). Trasa prowadzi przez malownicze andyjskie pejzaże małych wiosek, piękne ośnieżone wysokie szczyty, drogi szutrowe, a czasami i zapierające dech urwiska. Jest długa i nużąca, straszne zawijasy, no ale coś za coś – to dużo tańsza opcja niż pozostałe (80 soli w dwie strony zamiast np. 120-130 USD za pociąg z Ollantaytambo + bus z Cusco). Przejeżdżamy przez Świętą Dolinę, przełęcz na 4350 m n.p.m. obok śniegu i zjeżdżamy nisko do gorącej dżungli. Od końcowej stacji czeka nas jeszcze 12 km trekking doliną wzdłuż torów kolejowych (ok. 2-2,5 godz. drogi, alternatywą jest pociąg za 28 USD). Nie powiem, żeby było łatwo, tym bardziej, że mieliśmy nasze duże plecaki (lepiej zostawić je w Cusco, np. w biurze podróży, a wziąć tylko coś podręcznego), ale zdecydowanie polecam: ciekawe doświadczenie, piękne widoki gór i dziesiątki pogryzień od meszek murowane:) Na miejsce docieramy wieczorem, zostawiamy plecaki w zarezerwowanym wcześniej hostelu i już do końca dnia odpoczywamy. W Aguas Calientes jest duże zaplecze restauracji i hosteli. Po kolacji szybciej położyliśmy się spać, bo pobudka następnego dnia z kurami:)

Można się tu dostać jeszcze na kilka innych sposobów, m.in. najwygodniejszą i najszybszą, ale i najdroższą opcją jest jazda pociągiem (miasteczko nie ma połączenia drogowego z resztą świata), odbywając wycieczkę po Świętej Dolinie można ją zakończyć w Ollantaytambo i stamtąd dostać się pociągiem (120 USD) lub wykupić wycieczkę Inca Trek z końcem w Aguas Calientes (kawałek trasy jedzie się busem, od przełęczy downhill rowerami, później trekking, różne wersje i dodatkowe atrakcje, np. rafting). Bardzo dużym powodzeniem cieszy się 43 km trekking Inka Trail, który w klasycznej 4-dniowej wersji kosztuje ok. 420 USD (w tym przewodnik, tragarze, sprzęt biwakowy, wyżywienie, bilet na pociąg, zezwolenia i wstępy), ale są też krótsze opcje. Jego szlak wiedzie przez góry i las deszczowy, pomniejsze zabytki, wśród upraw kawy i koki, fragmentami oryginalnych dróg inkaskich, przeprawę przez rzekę, a uwieńczony jest wejściem czwartego dnia o wschodzie słońca do ruin Machu Picchu. Dzienna ilość osób wchodzących na szlak jest jednak ograniczona do 500 osób (wraz z obsługą), więc miejsca trzeba rezerwować na wiele miesięcy przed. Z racji tych ograniczeń ostatnio popularny jest także alternatywny trekking na MP – Salcantay Inca Trail (5d/4n, ok. 235 USD, trudna trasa przechodząca przez 4700 m n.p.m. pod szczytem Salcantay 6271 m a później przez subtropikalne doliny do MP). Nasza opcja kosztowała tylko 80 soli, więc zaoszczędziliśmy tutaj sporo kasy.

 

 

02.10. Machu Picchu i powrót do Cusco

Wstaliśmy bardzo wcześnie, bo na Machu Picchu planowaliśmy wejść pieszo. Pobudka trochę po 4 rano (przydaje się latarka, bo jest ciemno), wcześniej nie ma sensu, bo most otwierają dopiero o 5 rano, a sanktuarium o 6 rano. Trekking stromym zboczem trwa przy dobrym tempie niecałą godzinę (w dół ok. 40 min) – dobra kondycja jest jednak niezbędna. Szlak przecina trasę autobusów jadących serpentynami, na większości trasy były kamienne schodki. Na szczęście była możliwość zostawienia plecaków w schowku (za opłatą 3 sole… ale tu praktycznie za wszystko trzeba płacić, więc się przyzwyczailiśmy) i mogliśmy spokojnie i wygodnie zwiedzać ruiny. Drugim plusem tak wczesnej wspinaczki jest możliwość zobaczenia Machu Picchu w całej okazałości zanim zjadą się autobusy i tłumy turystów. Nie wspominając nawet czaru wschodu słońca w tym miejscu czy atmosfery oglądania ruin wynurzających się z porannej mgły. Inną opcją pojawienia się w sanktuarium jest skorzystanie z autobusów za jedyne 12 USD w jedną stronę…

Machu Picchu to „zaginione miasto Inków”, perła Ameryki Południowej i jeden z 7 nowych cudów świata (lista UNESCO). Pomimo tego, że niemal każdy setki razy oglądał je na zdjęciach, zobaczenie sanktuarium na własne oczy to przeżycie samo w sobie, trudne do opisania. Zostało wybudowane w XV w. przez najważniejszego władcę Inków Pachacuteca. Jest przepięknie położone na górskiej przełęczy wśród urwistych, gęsto porośniętych zboczy na wysokości 2453 m n.p.m., ledwo widoczne z położonego 400 m niżej dna doliny rzeki Urubamba. Do dzisiaj sporne jest czym było MP i dlaczego zostało opuszczone. Z trzech stron miasto otaczają niemal pionowe zbocza skalne a z jednej trudna do zdobycia i łatwa do obrony przełęcz. Skalne budowle leżące na setce tarasów wywierają niezapomniane wrażenie i dają wyobrażenie o bogactwie kultury inkaskiej. Zaczynamy od chatki strażnika, skąd można podziwiać ruiny w całej okazałości, łącznie z widokiem na Huayna Picchu oraz rzekę Urubamba (większość zdjęć z MP jest właśnie z tego miejsca). Następnie spacerujemy wśród zespołów budynków mieszkalnych, bram miasta, świątyń (m.in. Trzech Okien, Kondora i Słońca), tarasów uprawnych, kanałów nawadniających i kamiennych dróg (miasto jest podzielone na sektory). Charakterystyczny styl Inków to m.in. trapezowe okna, lekko pochylone ściany i mury składające się nierzadko z ogromnych głazów idealnie dopasowanych bez fug. Punktem kulminacyjnym jest wspinaczka na twierdzę na szczycie Wayna Picchu (lub Huayna Picchu, „Młody Szczyt”, 2682 m n.p.m.). Na szczyt prowadzi naprawdę niebezpieczna trasa (wąskie schody, strome), podejście nad pionową przepaścią dostarcza niezwykłych przeżyć i trwa ok. 45-50 min (zejście 30 min). To ta duża prawie pionowa góra w tle, będąca na wszystkich widokówkach, z której rozpościera się wspaniały widok na całe ruiny, tarasy uprawne i okoliczne porośnięte lasem góry – to jeden z tych widoków, które pozostają w pamięci na całe życie!

Na zwiedzanie należy przeznaczyć przynajmniej 3 godz. Mamy wtedy sporo czasu na obejrzenie wszystkich obiektów, buszowanie po ruinach oraz na zauroczenie się cudownym widokiem tego magicznego miejsca, które z każdą chwilą się zmienia wraz z pogodą.

Do dzisiaj trwają spory co do przeznaczenia tego miejsca. Powstało w XV w., jednak w niewyjaśnionych okolicznościach zostało opuszczone i zapomniane, zawładnięte przez dżunglę na kilka wieków. Zostało odkryte dopiero w 1911 r. przez amerykańskiego naukowca Hirama Binghama, który szukał Vilcabamby, ostatniej stolicy królestwa Inków (ruiny były znane tylko miejscowym farmerom). Hiszpanie nigdy go nie odnaleźli, dzięki czemu przetrwało do naszych czasów w niemal idealnym stanie. Po odsłonięciu ruin z dżungli, najprawomocniej wywieziono stąd znaleziska (m.in. mumie), niestety do dzisiaj prośby o ich zwrot zostają bez odzewu…

Trochę historii: Imperium Inków przed przybyciem hiszpańskich konkwistadorów w XVI wieku liczyło kilkanaście mln mieszkańców i rozciągało się prawie wzdłuż całego wybrzeża Pacyfiku, wchodząc w głąb lądu na terenie Peru i Boliwii. Było świetnie zorganizowane i rozwinięte. Podstawą gospodarki było mądrze zorganizowane rolnictwo, a królestwo pokryte było imponującą siecią dróg i miast, których ruiny przetrwały do dziś. Na czele imperium stał syn słońca i boski namiestnik – Inca. Francisco Pizarro przybył do wybrzeży Peru w fatalnym dla Inków okresie, kiedy byli zdziesiątkowani epidemią i osłabieni braterską wojną domową (imperium powstało z połączenia wielu ludów przedinkaskich i wciąż trapiły ich spory). Hiszpanie byli mniej liczni, ale mieli broń palną i konie. Pizarro sprytnie wykorzystał tę sytuację, uwięził władcę obiecując mu wolność w zamian za złoto. Pomimo spełnienia obietnicy zabili go. Armia inkaska po śmierci władcy rozpierzchła się, a kilkuset osobowa armia Pizarro w ciągu kilku lat opanowała całe imperium Inków. Złoto i cenne przedmioty wywożono galeonami z portu w Limie do Hiszpanii. Inków bezlitośnie zabijano albo sprowadzono do roli taniej siły roboczej. Rodziny konkwistadorów bogaciły się, a oni sami otoczeni przepychem i uhonorowani zostawali zarządcami kolejnych prowincji. Miasta Inków niszczono, a na ich gruzach budowano strzeliste katedry chrześcijańskie, pałace i place na wzór tych hiszpańskich. Można je oglądać w Limie, Cuzco czy Puno.

Od kilku lat bilety na Machu Picchu są ograniczone do 2500 dziennie, warto rezerwować je ze sporym wyprzedzeniem online lub agencję, a przynajmniej śledzić ich dostępność (na miejscu pozostaje zakup przez biuro podróży lub biuro w Aguas Calientes – tylko do MP). Natomiast chęć wspinaczki na Huayna Picchu należy potwierdzić nawet 1-3 miesiące przed, gdyż limit dzienny to tylko 400 osób (po 200 na godzinę 7:00 i 10:00 – my wybraliśmy ten drugi, bo słyszeliśmy, że rano potrafi być jeszcze mgła, która rano odpływając do góry robi świetny nastrój). Inną opcją jest wspinaczka na szczyt Machu Picchu („Stara Góra”) oraz spacer do Intipunku (Bramy Słońca). Bilety MP: 128 soli, opcja z górą MP za 142, a Huayna Picchu za 152, dzieci do 17 lat i studenci ok. 50% taniej, podobnie jak Peruwianie i ich sąsiedzi:/ Koniecznie trzeba zabrać dokumenty, bo bilety są imienne i poncho, bo szybko zmienia się pogoda.

W sumie trochę żałuję, że nie wzięliśmy przewodnika, bo słyszeliśmy ukradkiem od innych grup wiele ciekawych historii, a to jednak bardzo symboliczne miejsce i nawet dobry opis z przewodnika to nie to samo.

Jeśli chodzi o powrót do Cusco to musieliśmy być na godz. 15 w pobliżu Hidroelectrica, skąd mieliśmy analogiczny przejazd powrotny. Czasu w sanktuarium spokojnie nam starczyło, ale na powrocie musieliśmy się już trochę spieszyć.

 

 

Polecam obejrzeć ciekawy filmik „Road to Machu Picchu – Peru in 4K”:

 

03.10 Święta Dolina

Malowniczo wijąca się wśród gór Valle Sagrado (Sacred Valley), czyli „Święta Dolina” jest jednym z głównych obszarów, gdzie cywilizacja Inków rozkwitała ze względu na jego korzystne położenie – żyzne gleby, mikroklimat, liczne rzeki. Jest położona niedaleko Cusco, które zaopatrywała we wszystkie potrzebne produkty rolnicze. Dzisiaj nadal pełni tę rolę, a dodatkowo przyciąga turystów ruinami osiedli inkaskich rozsianych po całej dolinie, zamieszkałych przez lokalne górskie plemiona. To miejsce naszej kolejnej półdniowej wycieczki (25 soli).

Pierwszy postój mamy w Pisaq, niewielkiej górskiej wiosce, zamieszkanej w czasach Inków. Z tutejszych ruin, roztaczają się rewelacyjne widoki na tarasy uprawne, nad którymi wiją się trudne do przebycia ścieżki, tunele wyryte w skale, mury i place. Dalej jedziemy do Ollantaytambo, bramy do dżungli Inków, gdzie przecinały się trzy doliny i wszystkie główne szlaki handlowe. Był tu też market i wieże strażnicze. Wchodzimy na wysoką twierdzę z tarasami i Świątynią Słońca na szczycie, gdziepodziwiamy panoramy, imponujące monolity oraz wypatrujemy na przeciwległym stoku skalne spichlerze oraz obserwatorium. Samo miasteczko Ollantaytambo jest jednym z lepszych przykładów układu urbanistycznego z czasów Inków, gdyż zostało wybudowane na pozostałościach murów inkaskich. Jest to najlepiej zachowana osada inkaska. Na koniec zwiedzamy Chinchero, małą wioskę, gdzie mieszkają ludzie ubierający się w tradycyjne stroje i kultywujący do dzisiaj stare zwyczaje. Urodził się tu lider ostatniej rewolucji Inków – Manco Inka. Podobnie jak inne miasta zostało zniszczone i aby pokazać kto rządzi na gruzach zostało zbudowane miasto kolonialne…

 

 

04.10. Maras, Moray i dalsze zwiedzanie Cusco

W sumie ten ostatni dzień mieliśmy spędzić na 100% relaksie, ale już chyba przyzwyczajeni do wysokie tempa i rządni poznania kolejnych ciekawych opowieści o Inkach skorzystaliśmy z półdniowej wyprawy do Moray i Salineras de Maras (25 soli). Co więcej bilet na atrakcje w okolicach Cusco pozwalał nam na odwiedzenie Moray bez dopłat, jedynie do solanek musieliśmy dopłacić 10 soli.

Czekało na nas zwiedzanie fotogenicznych solanek, gdzie od wieków nieprzerwanie kontynuowana jest produkcja soli. Do dzisiaj pozostał kompleks ponad 5 tys. czworokątnych basenów, tzw. salin. Dzięki słońcu, odparowywana jest z nich woda, a sól krystalizuje się i jest zbierana przed jego ponownym napełnieniem. Skąd w górach sól? Miliony lat temu, kiedy powstawały kontynenty i góry był tu ocean, który wyparował i została sól:) Podobne miejsca występują w Andach czy np. w Himalajach. Super widoki na wysokie, ośnieżone szczyty w tle. Natomiast Moray to ogród-laboratorium. Inkowie adaptowali tu rośliny uprawne, te z dżungli siali na dole w przywiezionej stamtąd ziemi i co jakiś czas przesadzali wyżej, aż mogli je później siać w Andach i odwrotnie robili z roślinnością z gór. Ze względu na okrągły kształt i mikroklimat tego miejsca, różnice temperatur między najwyższym a najniższym tarasem to nawet 20-30 st. C!

Wieczór spędziliśmy w Cusco na spacerowaniu, szukaniu pamiątek i odpoczynku.

W okolicy Cusco jest mnóstwo możliwości do aktywnego wypoczynku, a rowery, trekking, rafting czy wspinaczka to tylko niektóre z nich.

 

 

05.10. Przelot do Limy i lot powrotny

Na lotnisko docieramy taxówką (10 soli). Przed 9 rano mamy przelot do Limy, już nie jedziemy do centrum tylko czekamy na lotnisku na nasz wieczorny lot najpierw do Amsterdamu, a później Pragi (dzień później wieczorem z racji przesunięcia czasu do przodu).

 

06.10 Lot do Amsterdamu

Przylatujemy do Pragi i komunikacją miejską dostajemy się na dworzec Florenc. Niestety o tej godzinie nie było już shuttle busów z lotniska, wiec zostały nam dwie opcje: tania komunikacja miejska lub droga taxi… Wybór był więc oczywisty. Kupiliśmy bilet 90 min za 32 Kr w automacie, następnie sprzed terminala autobusem linii 119 dojechaliśmy do ostatniej stacji metra Valeslavin, później przesiadka z zielonej linii A do czerwonej C (na stacji Muzeum) i wysiadka na stacji Florenc, gdzie w pobliżu jest dworzec Polskiego Busa. Stąd ok. godz. 24:00 mieliśmy nocny autobus do Wrocławia (niestety to nie cama). We Wrocławiu jesteśmy o 6 rano, no i trzeba iść do pracy…

 

Kolejne części wpisu:

Peru, Boliwia, Chile – miesiąc w Ameryce Płd. cz.1.

Peru, Boliwia, Chile – miesiąc w Ameryce Płd. cz.2.

Peru, Boliwia, Chile – Informacje praktyczne

Fotorelacja z całej wyprawy (ponad 900 zdjęć!)

 

You Might Also Like

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
LucyInTheSky

Wasze opisy i zdjęcia są niesamowite i bardzo szczegółowe – bardzo dziękuję ! Razem z chłopakiem planują podobną choć trochę zmodyfikowana wyprawę (planujemy zwiedzić też Patagonie). Planowany czas to również 4-5 tygodni. Zastanawiamy się nad budżetem – myślicie że 11-12 tyś/os to pieniądze które pozwolą zrealizować taka podróż czy trzeba odłożyć zdecydowanie wiecej( w planie też dużo komunikacji lokalnej, autobusów, hostele i td). Będę wdzięczna za rady ?

Wiktor

Hej. Super relacja. Planujemy niemal identyczna podroz (mniej chille chyba). Podajecie wszedzie ceny – moge zapytac ile Wam wyszlo sumarycznie? Nie wliczajac biletow lotniczych

Wiktor

Hej .Liczyliscie ile Wam wyszedl sumarycznie koszt wyprawy? Bez biletow lotniczych. Jedziemy na bardzo podobny wyjazd (troche mniej czasu=troche mniej Chille 🙂 i probujemy ogarnac kosztorys.
Pozdrawiam
Wiktor