Kilimandżaro to najwyższa wolnostojąca góra na Ziemi (ponad 50 km rozpiętości i 5000 m przewyższenia względnego!), jeden z najpotężniejszych wulkanów, „dach Afryki” i szczyt Korony Ziemi. Wznosi się na południe od równika, w całości należy do Tanzanii. Przyciąga jak magnes trekkerów z całego świata i osoby, które chcą zobaczyć ośnieżony szczyt w środku Czarnego Lądu. Przyciągnęła w końcu i mnie:)
Mimo trudnego roku pod dyktandem pandemii, odwołanych wielu planowanych wyjazdów, udało mi się w październiku 2020 roku odwiedzić Tanzanię. Co prawda nie jest to sezon na oglądanie cudu świata natury, Wielkiej Migracji zwierząt z Tanzanii do Kenii i z powrotem (styczeń-luty oraz czerwiec-lipiec, między PN Serengeti i Masai Mara), ale za to jest to dobry czas na zdobycie „dachu Afryki”, czyli szczytu Kilimandżaro (tuż przed krótką porą deszczową). A był to główny cel naszego wyjazdu. Zaczęliśmy od safari w Parku Narodowym Tarangire, później był 6-dniowy trekking na Kili, a wyprawę zakończyliśmy na plażach nad Oceanem Indyjskim z wizytą na Zanzibarze! Wyjazd był organizowany w ramach klubu podróżników Soliści, a ja byłem liderem grupy, zdecydowanie polecam taką formułę.
Dobre prognozy w Tatrach i szybka spontaniczna decyzja – jedziemy w Tatry Słowackie. Aż głupio przyznać, ale była to moja pierwsza wyprawa w te rejony Tatr, choć polską stronę mam już schodzoną wzdłuż i wszerz😊 Plan był ambitny Gerlach z przewodnikiem, Czerwona Ławka i Koprowy Wierch. Jakby ktoś nie wiedział – Tatry po stronie naszych sąsiadów są dużo bardziej rozległe, stanowią ponad 3/4 całego pasma Tatr, ich doliny i szlaki są dużo dłuższe, mają ponad 20 szczytów wyższych niż nasze Rysy i jest tu zdecydowanie mniej turystów. Szlaki są tutaj otwarte połowy czerwca do końca października i nie można się poruszać poza nimi bez przewodnika górskiego.
Jordania nie jest tak popularna jak sąsiadujący z nią Izrael czy inne kraje Bliskiego Wschodu. Jeśli już, to jest kojarzona przez turystów głównie z powodu Petry, jednego z 7 nowych cudów świata. Zupełnie niesłusznie, bo kraj ten ma do zaoferowania zdecydowanie więcej – od niezwykłej historii i multikulturowej atmosfery po wspaniałe zabytki i cuda przyrody. Spróbujemy wszystkiego po trochę. Pojeździmy jeepami po czerwono-pomarańczowej pustyni Wadi Rum, ponurkujemy w Morzu Czerwonym, odwiedzimy Petrę – niezwykłe, monumentalne miasto wykute w skałach, sprawdzimy czy rzeczywiście można unosić się na powierzchni słonej wody w Morzu Martwym, zobaczymy miejsca znane z Biblii i starożytne ruiny rzymskie oraz poznamy historię kraju i religii w Madabie, Jerash i tętniącym życiem Ammanie, gdzie spróbujemy lokalnego kebaba i falafela. Głównym punktem programu będzie jednak sylwester na pustyni z udziałem prawie 300 osób! Niezapomniana impreza w niesamowitym miejscu. Całość pod hasłem „Sylwester na Marsie” z Klubem Podróżników Soliści.
Barcelonę odwiedziliśmy po raz pierwszy w lipcu 2010 roku, … ale ten czas zleciał. Od początku wiedzieliśmy, że tu wrócimy:) Nie bez powodu Barcelona jest w wielu rankingach turystycznych najpopularniejszym hiszpańskim miastem i jednym z najpiękniejszych na świecie. Wykorzystaliśmy promocyjne ceny lotów poza sezonem i odwiedziliśmy stolicę Katalonii na początku grudnia. Zdecydowanie mniej turystów, pogoda już nie na plażowanie, ale wciąż przyjemne 15 st., to idealne połączenie na długie spacery oraz poznanie oferty kulturalnej i gastronomicznej miasta. Wcześniej skupiliśmy raczej na “odhaczeniu” top atrakcji (relacja z naszej poprzedniej wizycie w Barcelonie), tym razem postawiliśmy na lepsze ich poznanie i doświadczenie – m.in. byliśmy na meczu Barcelony, jedliśmy pyszne tapas w lokalnych barach oraz odwiedziliśmy najważniejsze dzieła Gaudiego i miejsce na, które wcześniej zabrakło czasu.
Za nami ponad tydzień w Namibii, a już udało nam się trekking na płaskowyż Waterberg, niesamowite safari w Etoszy, wizyta na farmie gepardów oraz wiosce Himba i relaks w oazie wodospadów Epupa pod granicą z Angolą. Teraz kierujemy się na południe, wzdłuż wybrzeża, na eksplorację różnych obliczy pustyni Namib.
Po kilku latach przerwy wracamy do Afryki! Tym razem na południe czarnego lądu, które pokazuje jego prawdziwe oblicze – do Namibii. W planach był jak zwykle aktywny wyjazd. Była jazda po szutrowych bezdrożach, sawannach, przez koryta rzek a nawet po piaskach pustyni, były dzikie kempingi i takie z barem i basenem (nocleg zawsze w namiocie na dachu jeepa), były gotowane na kuchence obiadki, grillowanie i wizyty w knajpach z dziczyzną, były quady, sandboarding i „spacery” po wydmach najstarszej pustyni świata, była wizyta w oazie z wodospadem i palmami oraz wiosce dzikiego plemiona Himba, były wraki statków, góry, malowidła naskalne, foki i gepardy, było rozgwieżdżone milionami gwiazd nocne niebo, były piękne, fotogeniczne wschody i zachody słońca, no i crème de la crème – było wspaniałe safari z ogromną liczbą zwierząt! Mnóstwo widoków dosłownie z „tapet Windowsa” czy dokumentów z Czubówną:) Wszystko blisko natury, niemal nietkniętej ręką człowieka. Przestrzeń i wolność. Przygoda. To bez wątpienia trip do wpisania na listę „Wyprawy życia”. Do tego Namibia to jeden z najbardziej fotogenicznych krajów świata – dosłownie raj dla fotografów! Wyjazd był organizowany w ramach klubu podróżników Soliści, a ja byłem liderem grupy, ze względu na trudności i specyfikę wyjazdu oraz know-how klubu szczególnie polecam taką formułę!
W ostatni weekend sierpnia wybraliśmy się z Wrocławia pociągiem na zwiedzanie Drezna, połączone z wycieczką rowerową wzdłuż Łaby do Parków Narodowych Saskiej i Czeskiej Szwajcarii. Logistyka wyjazdu była bardzo prosta. Najpierw poranny pociąg Kolei Dolnośląskich ze stolicy Dolnego Śląska do stolicy Saksonii (czas przejazdu 3:45 godz., cena 90 zł w dwie strony z rowerem w ramach „Promocji Drezdeńskiej”, a autem w Wrocławia: 270 km autostradą, 3,5 godz.), później zwiedzanie starówki oraz jazda rowerem świetną ścieżką wzdłuż brzegu rzeki, przy którym znajdują się główne atrakcje parków.
Oprócz całego ekwipunku na wyprawę rowerową z sakwami (lista potrzebnych rzeczy) warto zabrać też trochę euro. My z racji tego, że dużo jedzenia mieliśmy swojego i gotowaliśmy na kempingu, wydaliśmy tylko 500 zł. Continue Reading…
Lago di Como to najgłębsze i trzecie co do wielkości jezioro Włoch, po Lago di Garda i Lago Maggiore, podobnie jak one jest malowniczo położone w Alpach. Nad jego brzegami kręcono wiele kasowych filmów, m.in. Casino Royale czy Gwiezdne Wojny. Wiele gwiazd kina posiada tu swoje wille z przepięknymi ogrodami pełnymi kwiatów oraz egzotycznych roślin. Ze względu na niesamowitą śródziemnomorską i alpejską scenerię oraz romantyczną atmosferę jest uważane za jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie.
Szkocja znajduje się chyba na każdej liście z cyklu „najpiękniejsze miejsca na Ziemi”. To nie tylko kraj dud i kraciastych kiltów. To baśniowa kraina z surowymi krajobrazami tworzonymi przez niezwykłe formacje skalne, zielone doliny, majestatyczne i strome góry (munros), długie rynnowe jeziora (lochs) położone w dolinach (glen), otoczona przez setki wysepek oraz urwiste klify. To miejsce scenerii wielu filmów (m.in. Skyfall, Harry Potter czy Braveheart), które pozwala poczuć bliskość, moc i piękno natury. W planie mamy road trip połączony z trekkingami, zwiedzaniem urokliwych miast i owianych legendami średniowiecznych zamków (zostało ich aż 2 tys. z ponad 3,5 tys!), a także degustację szkockiej whisky! Większość czasu spędzimy w górzystym regionie północnej Szkocji – Highlands. Obejmuje on całą północną część kraju – Góry Kaledońskie i Grampiany oraz wyspę Skye, największą wyspę Hebrydów Wewnętrznych. To esencja tego, czym jest „prawdziwa” Szkocja. Na koniec odwiedzimy stolicę Szkocji, klimatyczny Edynburg.
Slow travel, nareszcie! Potrzebowaliśmy wyjazdu ze zwiedzaniem w spokojnym tempie, relaksu, słońca. Malta nadaje się do tego idealnie, zwłaszcza z wygodnym połączeniem sobota-środa Ryan Airem z Wrocławia. Odwiedzamy tylko kilka top miejsc, główne punkty ponad 5000-letniej historii wyspy (w tym megality starsze od egipskich piramid!) oraz najpiękniejsze widoki, zatoki i plaże. Kręcono tu sceny m.in. do Gry o tron i Gladiatora. Wszyscy mówią tu po angielsku, auta jeżdżą lewą stroną (pozostałość po kolonii brytyjskiej), a płaci się w euro.
W październiku 2018 roku miałem wziąć udział w biegu górskim VI Hyundai ultraMaraton Bieszczadzki. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i przedłużyć sobie weekend odwiedzając najpiękniejsze szlaki w Bieszczadach, zobaczyć tę słynną “złotą polską jesień”. Jesień zachwyca tutaj kolorami buków i złotymi połoninami.