Ameryka Płn.

USA – Road Trip Zachód cz.1.

12 grudnia 2018
Wielki Kanion

Odwiedzenie Stanów Zjednoczonych Ameryki to dla wielu marzenie życia, w końcu to miejsca, które tak dobrze znamy z filmów. Ten ogromny kraj ma mnóstwo do zaoferowania, od wielkich metropolii z drapaczami chmur po zapierające dech w piersiach parki narodowe i rezerwaty przyrody.

W pierwszej części naszego wyjazdu skupimy się właśnie na cudach natury. W trakcie 2-tygodniowego road tripa odwiedzimy aż 9 parków: Grand Canyon, Antelope Canyon, Monument Valley, Arches, Bryce, Zion, Death Valley, Sequoia i Yosemite! Zobaczymy największy kanion świata, kanion-labirynt znany z „tapety Windowsa”, największą dolinę lodowcową i skałę, największe drzewa – sekwoje olbrzymie, które spróbujemy objąć, skupiska łuków skalnych i ostańców znanych z westernów, najcieplejsze miejsce na dnie wyschniętego słonego jeziora, oazę w kanionie oraz amfiteatry formacji skalnych. Pomiędzy tymi przyrodniczymi atrakcjami odwiedzamy kultowe miasta: San Francisco z mostem Golden Gate, Los Angeles z Hollywood oraz Las Vegas nocą. Ostatni tydzień wyjazdu spędzamy w Nowym Jorku. Przechodząc ponad 100 km odkrywamy klimat i największe perełki miasta, m.in. spacer Mostem Brooklyńskim, rejs promem obok Statuy Wolności, spacer parkiem High Line i dzielnicą Greenwich Village, panoramę Empire State Building i Manhattanu z Top of the Rock oraz relaks w Central Parku. Dodatkowo lecimy na 1-dniowy wypad nad wodospad Niagara. Do tego bezcenne doświadczenia jazdy ogromnymi autostradami obok 5-litrowych pickupów czy wysokich palm na wybrzeżu, oglądanie znaku Hollywood z bliska, gra na jednorękim bandycie w Las Vegas, zakupy w Wallmarcie i długo by tak wymieniać… Wyjazd był zorganizowany w ramach Klubu Podróżników Soliści, a ja byłem liderem grupy:)

Mapa wycieczki „USA Road Trip – Zachód”:

Dzień 1 – 13.09 Przylot do San Franscisco

Nasza wycieczka zaczyna się od nocnego przejazdu do Berlina oraz lotów, najpierw na trasie Berlin-Amsterdam, a następnie do San Francisco (13 godz.). Po wylądowaniu koło południa tego samego dnia (przesunięcie czasowe -9 godz.) i odebraniu aut z wypożyczalni wyruszamy do naszego motelu w Oakland. Wyjazd z lotniska na autostradę to niemały szok, nawet z nawigacją ciężko się na początku odnaleźć na ruchliwych, wielopasmowych drogach, innych niż europejskich rozwidleniach i wiaduktach (jeśli chodzi o opłaty drogowe to w SF dotyczą przejazdów mostami i płaci się wyłącznie za wjazd do miasta).

Pierwszego dnia ze względu na zmęczenie, po zameldowaniu w motelu i odświeżeniu, wybraliśmy się tylko na zakupy do Wallmarta oraz na kolację w In&Out (fast foody będą nam towarzyszyć przez najbliższe tygodnie…). Następnego dnia mamy w planach przejechać ponad 430 mil, długi i trudny dzień, więc musieliśmy porządnie wypocząć.

Dzień 2 – 14.09 Przejazd do Los Angeles „jedynką”

Trasę SF-LA można pokonać na dwa sposoby: szybszy – autostradą międzystanową nr 5 lub dłuższy i wolniejszy, ale drogą stanową California 1, tzw. „jedynka” lub Pacific Coast Highway, prowadzącą wzdłuż klifowego wybrzeża oceanu. Wybieramy drugą opcję, gdyż ten fragment drogi C1 to jedna z najbardziej znanych widokowych tras Stanów Zjednoczonych. Dosłownie co zakręt widoki rodem z okładek National Geographic. Po drodze podziwiamy najpiękniejsze odcinki urwistego, poszarpanego przez Pacyfik wybrzeża i zatrzymujemy się w ustronnych zatokach, słuchając szumu wiatru i odgłosów fal uderzających o skały.

Mimo napiętego planu zatrzymujemy się na wielu punktach widokowych m.in. w regionie Big Sur (słynny most Bixby Bridge, plaża stanowa Pfeiffer Beach i wpadający malowniczo niemal wprost do oceanu wodospad McWay Falls), między Point Piedras Blancas i San Simeon przy plaży z lwami morskimi i fokami (mega!) oraz w Santa Barbara na krótki spacer w cieniu wysokich palm rosnących przy promenadzie oraz kolację.

Planując przejazd należy sprawdzić czy droga jest przejezdna, gdyż często jej fragmenty są zamykane.

Do motelu w LA docieramy późnym wieczorem. Dzielnicy kopiuj wklej z gry GTA:)

 

Dzień 3 – 15.09 Zwiedzanie Los Angeles

Los Angeles, nazywane „Miastem Aniołów”, to najludniejsze miasto Kalifornii (populacja aglomeracji to 18 mln ludzi, 2. miejsce w USA). Kojarzy się głównie z biznesem rozrywkowym, sukcesem i realizacją marzeń, etniczną różnorodnością (połowa to Hiszpanie lub Latynosi a co dziesiąty Afroamerykanin) oraz gorącym słońcem.

Plan jest napięty, więc zwiedzanie zaczynamy wcześnie rano. Pierwszym punktem są molo i szeroka, piaszczysta plaża Santa Monica, gdzie przy budkach i czerwonych autach ratowników czy biegnąc do oceanu z „pamelką” możemy się poczuć jak w Słonecznym Patrolu. Na drewnianym molo Santa Monica Pier kończy się słynna droga 66 – znak Route 66 End of Trail. Następnie przejeżdżamy do dzielnicy Venice znanej fanom serialu Californication. Spędzamy tu chwilę na spacerach plażą i promenadą, obserwując wyczyny skateboardzistów oraz piękne murale. Mając więcej czasu zdecydowanie warto wypożyczyć tu rower i przejechać się po okolicznych kanałach wodnych. Miejsce ma fajny, luźny klimat. Można tu kupić w sklepie legalną w Kalifornii trawkę, którą tak czy inaczej czuć w powietrzu:)

Kolejnym punktem jest Beverly Hills z posiadłościami bogatych i sławnych ludzi. Udamy się tu też na krótki spacer słynną ulicą Rodeo Drive, najdroższą w USA. Znajdują się tu chyba wszystkie luksusowe sklepy i butiki. Następnie kierujemy się do dzielnicy Hollywood, najważniejszego ośrodka amerykańskiej kinematografii. Zaczynamy od spaceru Aleją Gwiazd (Walk of Fame). Ten brukowany chodnik, zawierający ponad 2 400 pięcioramiennych gwiazd, upamiętnia znane osobistości świata show-biznesu. Mijamy osoby przebrane za bohaterów filmów oraz Chinese Theatre, przed którym na chodniku znajdują się odciski dłoni i stóp oraz autografy znany postaci. Koniecznie trzeba wjechać windą na najwyższe piętro centrum handlowego przy Dolby Theatre (dawniej Kodak Theatre), teatrze znanym jako miejsce ceremonii wręczania Oskarów, aby zobaczyć napis „Hollywood” na tle wzgórza. Do znaku nie można dojść, ale można zrobić wymarzone zdjęcie z bliska parkując przy Lake Hollywood Park i podchodząc kawałek na pieszo (max 30 min w dwie strony). Moim zdaniem to najlepsze miejsce, dalej na Mulholland Drive jest problem z autem, a z Griffith Observatory jest już dosyć daleko. Uliczki dojazdowe pod znak są bardzo wąskie, strome i kręte, przejazd zajmuje sporo czasu.

W LA parkujemy za każdym razem przy drodze, płacąc kartą lub monetami w parkometrach bądź na płatnych parkingach miejskich (koszt 10-20 USD). Mając więcej czasu warto odwiedzić Universal Studio lub inny filmowy park rozrywki, aby wejść choćby przez chwilę na plan filmu.

Wyjeżdżając z miasta zatrzymujemy się na zakupy w Wallmarcie lub Targecie po bieżące zakupy. Na koniec czeka nas jeszcze ok. 4 godz. przejazd do Needles, gdzie mamy nocleg na kempingu przy rzece Kolorado. Dojechaliśmy po 22:00 (w sumie codziennie jeździmy jakieś 200-400 mil!), mimo to temperatura na zewnątrz nadal przekraczała 30 st. C. W związku z tym postanowiliśmy nie rozkładać namiotów tylko spać na pomoście na materacach. Piękna noc po gwiazdami!:)

 

Dzień 4 – 16.09 Wielki Kanion Kolorado

Dzień zaczynamy od śniadania w sieciówce Denny’s w Kingman. Idziemy w klasykę, czyli zestaw jajka + bekon + hashbrowns oraz pancakes, no i oczywiście dolewka kawy. Miejscowość stanowi serce słynnej Route 66 poprowadzonej z Chicago do LA (3940 km). To pierwsza amerykańska droga utwardzona, symbol, obecnie usunięta z wykazu dróg i zastąpiona przez wielopasmowe drogi stanowe. Zbaczamy na nią kilka razy z autostrady. Po drodze mijamy tradycyjne motele, bary, stacje benzynowe i tablice reklamowe z czasów jej świetności (tj. lat 30. XX w., kiedy stanowiła główną magistralę migracji na zachód). Czuć tu nutkę nostalgii za dawnymi czasami. Dzisiaj odcinki drogi stanowią narodową drogę krajobrazową i atrakcję turystyczną o nazwie Historic Route 66 (łącznie blisko 2270 km). Kolejne dwa krótkie przystanki zaliczamy w Seligman i Williams, zdecydowanie warto!

Do Grand Canyon Visitor Center wjeżdżamy od południa i parkujemy jakieś 200 m od południowej krawędzi kanionu (South Rim, ku mojemu zdziwieniu sporo tu drzew). Wielki Kanion Kolorado, lista UNESCO, powstał 2 mln lat temu na skutek erozji wywołanej wodami rzeki Kolorado. Jest ogromny, widoczny z kosmosu, ma 446 km długości, od 800 m do 29 km szerokości i max 1,9 km głębokości! Na jego krawędziach w odsłoniętych warstwach geologicznych można prześledzić historię Ziemi z ostatnich 6 milionów lat. Grand Canyon NP utworzono w 1919 r., to jeden z najstarszych parków narodowych USA. Jeśli chodzi o wstęp do parku to podobnie jak w innych kosztuje ok. 20$ za osobę lub 35$ za prywatne auto z pasażerami, ale odwiedzając więcej parków warto wykupić Annual Pass za 80$, czyli roczny bilet na wszystkie Parki Narodowe w USA dla dwóch kierowców i ich towarzyszy w samochodzie. Wjeżdżając do parku należy pokazać kartę i dokument, w zamian otrzymujemy mapę i przewodnik po parku. Wiele ciekawych informacji można otrzymać lub przeczytać w Visitor Center, jest tu też m.in. toaleta, woda.

Zwiedzanie parku narodowego jest bardzo „amerykańskie” – jedzie się wzdłuż drogi zatrzymując się w kolejnych oznaczonych punktach widokowych:) Pierwszy przystanek to Mather Point. Bez względu na liczbę zdjęć przedstawiających Wielki Kanion, które widzieliśmy wcześniej, na widok tego monumentalnego dzieła przyrody „opada szczęka”. Warto przespacerować się tu bez pośpiechu krawędzią (Rim Trail) podziwiając widoki i zatrzymać się choć na chwilę – zgodnie z napisem na tablicy:

„One minute
Don’t read
Don’t talk
No photos
Just look
…and see.”

Następnie wracamy do auta i ruszamy na kolejne punkty, m.in. Grandview Point, Moran Point, Lipan Point oraz na dłuższy przystanek, w tym na zachód słońca na Desert View Point, gdzie rzeka zmienia bieg i wpada w najgłębszy odcinek kanionu. Znajduje się tu również wieża widokowa.

Mając więcej czasu zdecydowanie warto wybrać się na trekking jednym z dwóch głównych szlaków przez dno kanionu: Bright Angel lub Kaibab Trail (dosyć blisko są punkty widokowe Yaki Point i Ooh Aah Point, można tu podjechać tylko autobusem). Ponadto jadąc podobnie jak my na nocleg do Page warto zatrzymać się przy Little Colorado Canyon, a na miejscu wpaść na pyszne żeberka z muzyką country na żywo do restauracji Big John’s Texas BBQ. Po drodze piękne krajobrazy rodem z Dzikiego Zachodu.

 

Dzień 5 – 17.09 Horseshoe Bend i Kanion Antylopy

Mieliśmy rezerwację do Kanionu Antylopy na godz. 14:30, więc poranek spędziliśmy nad sztucznym jeziorem Powell, w pobliżu którego mieliśmy kemping. Czerwone ostańce skalne na brzegach pięknie kontraktują z kolorem nieba i wody. Następnie odwiedziliśmy ogromną tamę Glen Canyon Dam, a potem udaliśmy się do cudu natury Horseshoe Bend. „Podkowa” to miejsce, gdzie rzeka Kolorado zmienia bieg i zawija o niemal 270 st. Koryto rzeki wyrzeźbiło to zakole meandrując przez tysiące lat pośród łupkowych i piaskowych skał. Czeka nas tu marsz ok. 30 minut w jedną stronę (750 m) w ekstremalnym upale ponad 40 st. C, o czym informują nawet znaki przypominające aby zabrać butelkę wody. Mimo to najlepiej być tu tuż przed południem, bo wtedy słońce jest wysoko i dno kanionu nie jest spowite cieniem. Piękne zestawienie kolorów – niebieskie niebo, zieleń kępek roślin, czerwień i pomarańcz ścian, żółty piasek i zielono-niebieska woda.

Druga część dnia to zwiedzanie fotogenicznego i niepowtarzalnego Kanionu Antylopy (Antelope Canyon), który powstawał przez miliony lat wskutek wymywania piaskowca przez powodzie błyskawiczne. Znajduje się on na terenie rezerwatu plemienia Navajo, co oznacza, że dostanie się do środka wymaga wykupienia odpowiedniej wejściówki od Indian oraz obecności przewodnika. Jak najwcześniej przed wyjazdem należy zarezerwować zwiedzanie online (minimum miesiąc wcześniej i potwierdzić dzień przed) – do wyboru są dwie opcje: Lower lub Upper Canyon (navajotours.com i lowerantelope.com). Obie części są piękne i nieporównywalne, obie wyglądają jak z innej planety. My wybraliśmy tańszy Lower Antelope Canyon (40 USD + 6% podatku za osobę, 1:15 godz.), w przypadku którego schodzi się drabinką w dół kanionu. Jest on uważany za ładniejszy, pięknie prezentuje się o każdej porze dnia, ale nie zawsze jest otwarty przez deszcze. Najlepiej tam być koło południa, po godz. 16:00 światło jest słabe i w środku robi się ciemno. Spacer dnem kanionu daje niesamowite doznania, możemy podziwiać to nadzwyczajne dzieło sztuki stworzone przez matkę naturę z bliska. Kolory, kształty oraz spektakle światła i cieni są niewiarygodne. Upper ma opcję wycieczek foto (160$, 2,5 godz., można zabrać statyw, przewodnik pokazuje top punkty i wie gdzie i kiedy pokazują się promienie światła). Dosyć mocno zagmatwana jest tu sprawa czasu, bo są dwie strefy w stanie Arizona, Indianie Navajo korzystają z innego czasu, ale wycieczki w kanionie zaczynają się wg czasu Arizona Time, więc najlepiej ustawić czas w komórce ręcznie na Pheonix, AZ (komórki pokazują różne czasy, bo Page jest blisko granicy stanów i w zależności od tego, który nadajnik sieci złapie, taki czas pokazuje).

Po zwiedzaniu ruszamy w kierunku Monument Valley, gdzie mamy świetny kemping z widokiem na ostańce, The View Campground. Wstęp do rezerwatu 10$ za auto.

 

Dzień 6 – 18.09 Monument Valley i Park Narodowy Arches

Monument Valley, czyli Dolina Pomników lub Dolina Skał to jeden z najbardziej rozpoznawalnych pejzaży kojarzących się z Dzikim Zachodem (Wild Wild West), westernami i kowbojami. Jest położona na Wyżynie Kolorado (1855 m n.p.m.), na terenie rezerwatu Indian Navajo. Powstała w wyniku erozji wiatrowej, która utworzyła różne formy skalne w postaci iglic, stoliw, płaskowyży, gór stołowych czy stromych izolowanych form skalnych mających nawet 300 m wysokości. Ich czerwona barwa spowodowana jest występowaniem piaskowców nasyconych dużą ilością tlenków żelaza. Do tego wyjątkowa pustynna roślinność.

Budzik zadzwonił przed wschodem słońca, jest jeszcze ciemno. Od tamtej pory wszyscy czekamy wpatrzeni w milczeniu na trzy wieże: West i East Mitten oraz Merrick, za którymi pojawia się słońce. Moment magiczny, niezapomniany. Później powoli pakujemy biwak, jemy śniadanie i ruszamy w dalszą drogę, bo plan tego dnia jest mega napięty. Mając więcej czasu można przejechać pętlę Valley Drive obok ostańców (auto 4×4 lub wycieczka) i odwiedzić ciekawy punkt widokowy John Ford Point znany z westernu Dyliżans z 1939 r., który przyczynił się do sławy doliny.

Po drodze zatrzymujemy się oczywiście na fotki przy Forrest Gump Point, gdzie po 3 latach biegu, zatrzymał się i powiedział do zwolenników „Czuje się dość zmęczony. Myślę, że powinienem wrócić do domu”. Następnie krótkie przystanki przy formacji skalnej Mexican Hat („sombrero”) i w Goosenecks State Park (wstęp to 5$ od samochodu), gdzie można zobaczyć jak niewielka rzeka San Juan River w niezwykły sposób meandruje pośród pustynnego krajobrazu (wije się na długość 8 km choć w linii prostej ma 1,6 km). Później po serpentynach drogą szutrową wjeżdżamy na punkt widokowy, niestety aby dojechać na Muley Point Overlook trzeba mieć auto 4×4. Kolejnymi punktami były Natural Bridges, trzy mosty skalne powstałe na skutek erozji piaskowca, które noszą indiańskie nazwy Kachina, Owachomo i Sipapu. Widać je z krótkiej 9 milowej pętli View Drive, ale mają więcej czasu można tu odbyć kilka dłuższych treków.

Druga część dnia to przejazd do Moab w stanie Utah, skąd po szybkim obiedzie udajemy się na zwiedzanie Arches National Park, największego na świecie skupiska łuków skalnych położonych na płaskowyżu (jest ich tu ponoć ponad 2 tys!). Jak mówi rangerka z parku kiedyś ich tu nie było i kiedyś nie będzie, ale są teraz i możemy je oglądać. To unikat pokazujący potęgę erozji. Wspaniała gra światła i cieni, przeróżne barwy o różnych porach dnia, ogromne przestrzenie. Jadąc utwardzoną 25 km drogą widokową zatrzymujemy się w miejscach panoram i odpoczynku, skąd jest wiele opcji krótkich wypraw, wszystko jest świetnie oznaczone. Kolejno za Visitor Center zatrzymujemy się m.in. przy: przypominających wieżowce monolitach Park Avenue, podobnych do sędziów Courthouse Tower, ostańcu Balanced Rock, Window, Turret i Double Arch (pierwszy dłuższy trek, ok. 1 godz.), punkcie Panorama Point z widokiem na kanion Kolorado (niestety był zamknięty), punkcie Delicate Arch Viewpoint (14 m łuk-symbol parku, zachwyca wdzięczną sylwetką, kolorami oraz położeniem na równo nachylonym skalnym panelu, niestety nie mamy czasu na 2-3 godz. trekking pod sam łuk, musi wystarczyć dolny i górny punkt widokowy), punkcie Fiery Furnance i na koniec zatrzymujemy się na dłużej na parkingu przed Devils Garden. Występujące tu nagromadzenie łuków, żeber i innych fantazyjnych formacji jest godnym zwieńczeniem wizyty w parku. Jest tu sporo łatwych szlaków do łuków, my natomiast wybieramy trasę do uważanego za najdłuższy łuk na świecie Landscape Arch (93 m z beżowej skały, ok. 1,5 godzinny spacer). Mimo zbliżającego się zachodu słońca udaliśmy się dalej szlakiem do łuków Double O Arch i Dark Angel – świetny szlak, zdecydowanie warto, choć wracamy już z czołówkami. W parku nie ma sklepów, a jest gorąco, więc trzeba się wcześniej wyposażyć w zapasy wody.

Po zmierzchu (jak zwykle:)) wracamy na kemping do Moab. Fajna knajpa na kolację z muzyką na żywo – The Blu Pig.

Mając 1 dzień więcej warto odwiedzić najłatwiej dostępną część Parku Narodowego Canyonlands, nazywaną Island in the Sky z kilkoma punktami widokami na bezkresne kaniony rzeki Kolorado oraz Dead Horse Point Lookout.

 

Pozostałe części relacji:

USA – Road Trip Zachód cz.2.

USA – Nowy Jork i informacje praktyczne

Fotorelacja z całej wyprawy (802 zdjęcia)

You Might Also Like

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments