Po przejechaniu „jedynką” z San Francisco do Los Angeles i odwiedzeniu cudów natury w drodze do Moab (m.in. Wielkiego Kanionu, Kanionu Antylopy, Monument Valley i Arches), wracamy na północny zachód do San Francisco. Po drodze odwiedzamy Las Vegas oraz parki narodowe Bryce, Zion, Doliny Śmierci, Sekwoi i Yosemite.
Dzień 7 – 19.09 Bryce Canyon
Rano czeka nas długi przejazd do kolejnego dzieła natury, Parku Narodowego Bryce Canyon, lasu strzelistych minaretów skalnych zwanych hoodoos (wieżyczki, mury, iglice, łuki i okna). Przez tysiące lat erozja doprowadziła tu do powstania potężnych naturalnych amfiteatrów z tworów skalnych o nieprawdopodobnych kształtach i barwach (od białego, przez łososiowy i pomarańczowy, po krwistą czerwień). Park znajduje się na krawędzi płaskowyżu Paunsaugunt 2400-2700 m n.p.m. i jest tu nieco chłodniej. Warunki klimatyczne powodują, że przez większość dni w roku przekraczana jest granica 0 st. C, co powoduje rozsadzanie skał przez wodę zbierającą się w szczelinach. Formacje skalne mają tu wysokość od 1,5 do 45 metrów i można je oglądać zarówno z góry, z kilku wyznaczonych przez władze parku punktów widokowych, jak i z dołu z licznych szlaków wytyczonych między ostańcami. Nam udało się zaparkować w pobliżu Sunrise Point, skąd ruszyliśmy na trekking łatwym szlakiem Queens Garden Trail, a następnie szlakiem Navajo Loop Trail do Sunset Point. Trasa jest fantastyczna! Przechodzi tuż obok tych wspaniałych formacji, a na końcu przez kanion. Spokojnym tempem nie powinna zająć więcej niż 1,5 godz. (ok. 3,5 km). Następnie wracamy granią na Sunrise. Na koniec jedziemy jeszcze do Bryce Point oraz Rainbow Point (najwyższy punkt na trasie). Park zrobił na mnie ogromne wrażenie, to naprawdę jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie widziałem. Na odwiedzenie punktów i trekking spokojnie wystarczy 4-5 godz.
Na kolację i nocleg wracamy do Panguitch przejeżdżając przez kolejny park Czerwony Kanion (Dixie National Park, Red Canyon). Panguitch to urokliwa westernowa miejscowość, gdzie na ulicach spotykamy amiszów. Na wjeździe do miasteczka warto zatrzymać się na zdjęcia z amerykańskimi ciężarówkami.
Dzień 8 – 20.09 Zion i Las Vegas
Tego dnia w planach mamy Park Narodowy Zion, który zaskakuje krajobrazem i rozmachem. Ogromne piaskowcowe monolity i urwiska skalne, niesamowite kaniony, wodospady i rzeki oraz bujna zieleń to niesamowita mieszanka. Nazwa parku pochodzi od mormońskich osadników, którzy tak nazwali to miejsce na cześć Syjonu, a dodatkowo wiele skał ma religijne nazwy np. Temple of Sinawava czy Court of Patriarchs. Wstajemy (znowu:)) wcześnie rano, aby jak najszybciej zająć jedno z niewielu miejsc parkingowych przed szlakiem Canyon Overlook Trail (wejście przed tunelem z ruchem wahadłowym). To bardzo krótki trekking (1,5 km i 1 godz. w dwie strony), ale za to z pięknym punktem widokowym z panoramą kanionu – must see! Następnie kierujemy się do Visitor Center, gdzie parkujemy w okolicy i dalej poruszamy się już po parku shuttle busem (wjazd własnym autem do parku był zabroniony). Autobus zatrzymuje się w miejscach startu szlaków oraz przy restauracji.
Park wygląda jak oaza. Jego dwie największe perełki to szlaki: The Narrows i Angels Landing. My wybieramy pierwszy, który zaczyna się szlakiem Riverside Wals (3 km), który prowadzi nurtem rzeki w głąb wąskiego kanionu. Nie przeszliśmy całego szlaku, po kilku godzinach marszu zdecydowaliśmy, że wracamy, choć tak naprawdę nikt nie chciał a kierowaliśmy się jedynie kwestią ograniczenia czasowego. Pełna wersja top-down ma 16 mil i wymaga permitu. Szlalk jest zamknięty podczas tzw. flash floods (szybkie powodzie). Niesamowite doświadczenie, które zapamiętam na całe życie – zdecydowanie polecam! Do tego widoki zapierają dech. Drugi najpopularniejszy szlak Zionu, Angels Landing (8,7 mil, 4 godz.) oferuje piękne widoki oraz wrażenia i emocje. Prowadzi granią (duża ekspozycja) i należy korzystać z łańcuchów. Był niestety zamknięty podczas naszej wizyty. Inne szlaki, które warto rozważyć mając więcej czasu to Observation Point ze wspaniałą panoramą kanionu (13 km, 5 godz.), Hidden Canyon, West Rim Trail (27 km) oraz krótsze Emerald Pools (2-3 km, ten też zrobiliśmy po przerwie obiadowej:)).
Na wieczór jedziemy do Las Vegas, które jest znane jako „Miasto Grzechu” albo „Światowa stolica rozrywki”. Po zakwaterowaniu w motelu, ruszamy na wieczorny spacer 7 km fragmentem Las Vegas Boulevard, zwanym The Strip, który żyje 24 godziny na dobę! To przy nim zlokalizowane są najsłynniejsze kasyna i hotele (19 z 25 największych na świecie!, łącznie 67 tys. pokoi) oraz markowe sklepy. W jedną stronę warto się przejść, a wrócić np. autobusem. Każdy hotel-kasyno ma swoje atrakcje oraz styl architektoniczny z wybranego zakątka świata, po kolei: Luxor (stylizowany na Egipt z repliką grobowca Tutanchamona), Excalibur (z zamkiem Disneya), New York-New York (z wieżowcami Manhattanu i repliką Statuy Wolności w skali 1:2), Paris (z repliką wieży Eiffla w skali 1:2, punkt widokowy z góry), Bellagio (z słynnymi fontannami, które co 15 minut w nocy tańczą do muzyki Celine Dion czy Franka Sinatry), Ceasar Palace (z rzymskim Koloseum), Flamingo, Mirage (z pokazami pirotechnicznymi), The Venetian (można się tu przepłynąć wenecką gondolą), dużo dalej jest jeszcze Stratosphere z wysoką wieżą, ale jego już sobie odpuściliśmy. Generalnie aby poczuć klimat wystarczy wejść do 2-3 kasyn, bo reszta w środku wygląda podobnie. Koniecznie trzeba zagrać na „jednorękim bandycie” oraz spróbować szczęścia w ruletce lub grach karcianych. Jest też wiele miejsc do imprezowania do późnych godzin. Ubiór generalnie dowolny, ale warto ubrać się elegancko, bo do niektórych barów nie wpuszczają w krótkich spodenkach (np. do Foundation Room w Mandalay Bay, skąd widać ładną panoramę miasta).
Mając więcej czasu warto wybrać się na tanie zakupy do jednego z dwóch Premium Outlets oraz nad zaporę Hoovera (40 min jazdy z Vegas), my odpuściliśmy, bo już widzieliśmy tamę w kanionie Glen.
Dzień 9 – 21.09 Dolina Śmierci
Rano jedziemy pod znak Welcome to Fabulous Las Vegas, gdzie robimy pamiątkowe zdjęcia. Następnie przejeżdżamy całą Las Vegas Boulevard (rano nie wygląda już tak ładnie jak nocą:)) do Old Vegas ze starymi kasynami (m.in. Golden Nugget i Golden Gate Casino), a następnie kierujemy się do Parku Narodowego Doliny Śmierci (Death Valley). To kamienna pustynia, niemal bez wody (jeśli jest to przez zasolenie niezdatna do picia) i cienia, wypełniona popękaną, zasoloną skorupą. Tutejsze temperatury często dochodzą do 50 st. C, wilgotność wynosi 1%, a powietrze stoi. Będziemy tu podziwiać piękne krajobrazy pustyni, niesamowite, jakby przeniesione z innej planety (były tu kręcone Gwiezdne Wojny).
Zatrzymamy się w najciekawszych punktach widokowych: Dante’s View (1669 m n.p.m., panorama doliny z wyschniętym jeziorem Badwater), Zabriskie Point (ciekawe erozyjne formacje skalne, tzw. badlands), Artist’s Palette (zerodowane kolorowe skały powstałe w wyniku utleniania związków chemicznych), Devil’s Golf Course (fragment dna jeziora w dolinie pokryty kilkunastocentymetrowymi bryłami mieszaniny ziemi i soli z ostrymi krawędziami) oraz solnisko na dnie wyschniętego kilka tysięcy lat temu jeziora Badwater (najniższy punkt w Stanach Zjednoczonych 86 m p.p.m., w 1919 r. zanotowano tu najwyższą temperaturę na świecie 56,7 st. C). Mimo upału ponad 45 st. C i znaku z napisem „STOP EXTREME HOT DANGER Walking after 10 am not recommended” (na znaku jest nawet polskie tłumaczenie: „Uwaga! Chodzenie po 10 rano jest bardzo niebezpiecznie”) wybraliśmy się na krótki spacer na środek doliny. Następnie zaczęliśmy się kierować do Bakersfield, gdzie mieliśmy nocleg. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy wydmach Mesquite Sand Dunes.
Mając więcej czasu warto zaplanować odwiedzenie dwóch innych atrakcji parku: krateru Ubehebe oraz Racetrack Playa z wędrującymi głazami.
Dzień 10 – 22.09 Sequoia National Park
Moje oczekiwania do Parku Narodowego Sekwoi (Sequoia National Park) były wysokie i po raz kolejny się nie zawiodłem. Jest to drugi najstarszy park narodowy w USA (ustanowiony w 1890 r.). Na jego terenie znajduje się Mount Whitney (4421 m), najwyższy szczyt w kontynentalnej części USA (poza Alaską). Słynie z rosnących tu na wysokości 1981 m n.p.m. mamutowców olbrzymich (Sequoiadendron giganteum, sekwoja olbrzymia), największe drzewa świata, które osiągają wiek 3000 lat, dorastają do 95 m wysokości i 10 m średnicy, tj. tyle co 30 piętrowy budynek i trójpasmowa droga! Znajduje się tu największe drzewo na świecie – General Sherman Tree (84 m wys., 8 m średnicy, 1200 ton, jedna z górnych gałęzi mierzy 2 m średnicy i 24 m długości, jest więc większa niż przeciętne drzewo). Rośnie ono w Giant Forest, gdzie znajduje się 5 z 10 największych drzew na świecie licząc według objętości i masy. To niesamowite zobaczyć te drzewa na żywo, dotknąć je, zobaczyć szyszkę większą niż dwie ludzkie głowy i ogromną płytę z przekrojem drzewa, przejechać autem obok tych olbrzymów czy tunelem wydrążonym w zwalonym drzewie. W tym roku w Kalifornii panowały susze i pożary, jednak nie powinniśmy się smucić oglądając przypalone drzewa. Otóż pożary nie są obecnie gaszone, jak kiedyś w celu ratowania sekwoi, bo dzisiaj wiadomo, że pożar ma zalety, że to część ekosystemu. Wypala kumulujące się w glebie „paliwa” i śmieci, użyźnia glebę, skłania szyszki do uwolnienia ziaren, otwiera las na słońce, a drzewom pomaga w regeneracji (sekwoje ze względu na swoją nawet 90 cm korę przy ziemi są praktycznie odporne na ogień). Co więcej gasząc pożary powodowano nagrodzenie materiałów, które później wywoływały gwałtowniejsze, ogromne pożary, które już tym drzewom zagrażały – chcieliśmy pomóc, a tak naprawdę szkodziliśmy. Dzisiaj specjalnie są realizowane akcje mini-pożarów, a widok nadpalonej sekwoi pokazuje jej siłę przetrwania. Park sąsiaduje z innym równie ciekawym – Kings Canyon National Park, na terenie którego znajduje się drugie największe drzewo na świata – General Grant oraz liczne szczyty o wysokości ponad 3500 m obok głębokich lodowcowych dolin.
Wjeżdżamy do parku od miejscowości Three Rivers drogą Generals Highway, która pnie się stromo w górę. Skręcamy za centrum turystycznym i kierujemy się na parking przy skale Moro Rock. Tu czeka nas kilkunastominutowa wspinaczka po schodkach na wielką skałę z pięknym widokiem na góry, zlewisko rzek oraz las sekwoi. Następnie zatrzymujemy się m.in. przy Tunnel Log – zwalonej sekwoi, w której wycięto tunel na samochody (tak było łatwiej niż usuwać olbrzyma), innej w punkcie Auto Log oraz skupisku sekwoi Parker Group. Następnie jedziemy do „Lasu olbrzymów” (Giant Forest), głównego obiektu parku i jego głównej atrakcji – General Sherman Tree. Tu spędzamy ponad 2-2,5 godziny, bo po sesji zdjęciowej przy Generale Shermanie, udajemy się na spokojny trekking szlakiem Congress Trail – 3 km pętli przez mamutowcowy zagajnik. Punkt obowiązkowy!
Dalej jedziemy wąwozem aż do Fresno, gdzie mamy kolejny nocleg.
Dzień 11 – 23.09 Yosemite National Park
Tego dnia jedziemy do najatrakcyjniejszej części monumentalnych, tajemniczych i pokrytych śniegiem gór Sierra Nevada, czyli Parku Narodowego Yosemite. Wodospady, ogromne granitowe urwiska, tysiącletnie sekwoje na górskich stokach i wijąca się rzeka Merced idealnie do siebie pasują i tworzą niezapomniany krajobraz. Ponad 95% powierzchni parku stanowią tereny nieprzekształcone w znacznym stopniu przez człowieka. Wysokości wahają się tutaj od 648 do 3997 m n.p.m.! Zaczynamy od wjazdu na Glacier Point, niesamowity punkt widokowy – przy ładnej pogodzie absolutny punkt obowiązkowy! (Uwaga: od listopada do połowy maja, podobnie jak przełęcz Tioga Pass, droga jest zamknięta). Następnie kierujemy się do najczęściej odwiedzanej części parku, czyli polodowcowej Doliny Yosemite (Yosemite Valley, 18 km2, lista UNESCO). Po drodze zatrzymujemy się za tunelem w punkcie Tunnel View, przy niesamowitej panoramie doliny z wodospadem Bridalveil Fall (190 m) i skałą -mekką wspinaczy El Capital (jeden z największych monolitów na świecie). W samej dolinie ruch samochodowy odbywa się wyłącznie po 19 km jednokierunkowej pętli, ale można skorzystać z kursujących wahadłowo busów. Parkujemy przy Village Store, gdzie jemy obiad, a później korzystamy z autobusu do początku szlaku do wodospadu Lower Yosemite Falls (739 m, okazały na wiosnę, latem wątła strużka – podczas naszego wyjazdu całkiem wysechł). Wracając, zatrzymujemy się jeszcze i podchodzimy pod El Capitan. W parku jest wiele znakomitych szlaków trekkingowych (The Mist Trail lub The John Muir Trail – fragment do wodospadu Nevada Falls, 5-6 godz., Upper Yosemite Falls i Yosemite Point, 7 godz., bardzo stromy), część wymaga pozwolenia (Half Dome, 27 km, 8-10 godz.). Zdecydowanie chciałbym tu jeszcze wrócić i przejść choćby część z nich.
Na tym kończymy naszą przygodę z amerykańskimi parkami narodowymi, choć warte odwiedzenia są jeszcze m.in. Canyonlands, Petrified Forest (Skamieniały Las), Joshua Tree czy słynący z gejzerów i gorących źródeł, najstarszy i chyba najpopularniejszy Yellowstone. Najlepiej podróż zaplanować na późne lato lub wczesną jesień, dzień jest wtedy długi, pogoda dobra, a turystów mniej niż w okresie wakacji.
Na nocleg kierujemy się do Oakland.
Dzień 12-14 – 24-26.09 Zwiedzanie San Francisco
San Franscisco to miasto położone na 121 km2 pagórkowatego obszaru na krańcu wąskiego półwyspu. W przeciwieństwie do innych miast, które rozrastają się bez przeszkód, ograniczone z trzech stron wodami Oceanu Spokojnego, cieśniny Golden Gate i zatoki San Francisco musi rozwijać się w inny sposób – nowoczesny, niekonwencjonalny. Charakterystyczne dla miasta są jego strome wzgórza i ulice, mieszanina stylów architektonicznych czy widoczny problem z ludźmi bezdomnymi. Mówi się, że San Fransisco jest osnute wieczną mgłą, to efekt połączenia zimnego powietrza znad oceanu i gorących jego mas znad lądu. Mgły w zachodniej części miasta występują praktycznie cały dzień, natomiast wschodnia część jest dużo bardziej słoneczna i mniej tu pada.
Z Oakland przejeżdżamy mostem Bay Bridge, płaci się tylko za wjazd do miasta (gotówką na bramce). Zwiedzanie tego osnutego wieczną mgłą miasta zaczynamy od wybrzeża, najbardziej znanej przystani Pier 39 w dzielnicy Fisherman’s Wharf (auta parkujemy na pobliskim parkingu miejskim). Molo jest popularną atrakcją turystyczną, to zagłębie restauracji i sklepów z pamiątkami. Jemy tu pyszne śniadanie. Ze szczytu pomostu świetnie widać jedno z najbardziej znanych miejsc w San Francisco – wyspę Alcatraz (obok Pier 39 wypływają statki na rejs po zatoce), a także budynek Transamerica Pyramid – najwyższy wieżowiec w San Francisco (260 m, w momencie oddania w 1972 r. był najwyższym budynkiem świata). Na zewnątrz przystani można zobaczyć lwy morskie. Wracamy tu jeszcze w kolejnych dniach po pamiątki i na krewetkowy obiad do Bubba Gump Shrimp, nawiązującej do kultowego filmu Forrest Gump.
Następnie udajemy się w stronę rosnących numerów Pier. Przechodzimy obok ulicznych barów przyrządzających sea food, gdzie wracamy spróbować krabowego clam chowder w chlebie. Dalej spacer do Hyde Street, gdzie na początku jest „pętla” słynnych, sterowanych ręcznie tramwajów linowych Cable Car (są tu obracane ręcznie!). Do kolejnego punktu, najbardziej poskręcanej ulicy na świecie – Lombard Street (8 ostrych zakrętów, 400 m, nachylenie 16%), udajemy się również pieszo. Po drodze piękne zdjęcia tramwajów na stromym wzgórzu z Alcatraz w tle. Następnie udajemy się do klimatycznego Chinatown (tandetne pamiątki i bary z jedzeniem, brama Dragon’s Gate), pod charakterystyczny Columbus Tower z Transamerica Pyramid w tle oraz na plac Union Square. Stąd tramwajem wracamy nad wybrzeże (bilet w budce na ostatniej stacji lub u konduktora – 7 USD). Wsiadanie jest proste – wystarczy wskoczyć:)
Drugiego dnia rano udaliśmy się na wycieczkę na wyspę Alcatraz (hiszp. Wyspa Głuptaków). Rejs łodzią (ładna panorama miasta oraz widok na most Golden Gate) i wstęp do parku narodowego kosztuje 46 USD. Wyspa jest znana głównie ze znajdującego się tu nieczynnego już więzienia o zaostrzonym rygorze, które działało w latach 1934-1963 (dziś muzeum). Trafiali tu najgorsi z najgorszych, oficjalnie nikt nie uciekł ale było 14 prób, jednym z więźniów był Al Capone.
Po powrocie jedziemy autami na parking obok Golden Gate Bridge Welcome Center (koszt 1 USD/godz.), skąd udajemy się na zdjęcia i spacer słynnym mostem (ładna panorama miasta). Znajduje się tu dużo ciekawostek na temat tego cudu inżynierii, a także historyczny fort i baterie. Ten chyba najbardziej znany na świecie wiszący most ma 2,7 km długości, 230 m stalowe pylony, a miesięcznie przejeżdża nim 3,4 mln aut! Zwany mostem samobójców (do 2 tys. osób podawali statystyki). Można przejechać na drugą stronę mostu na punkty widokowe Battery Spencer i Vista Point, za powrót do miasta należy zapłacić (płatność tylko online, do 48 godz. po przejechaniu). Jest tu wyraźnie zimniej niż na wschodniej części miasta, wieje, występuje mgła.
W drugiej części dnia udajemy się w kierunku Golden Gate Park. Tu krótki przystanek przy Painted Ladies (domki z serialu Pełna Chata) oraz w dzielnicy Haight-Ashbury. Niestety na plażowanie było za zimno, a na panoramę San Francisco z Twin Peaks nie starczyło nam czasu. Za to wieczorem udaliśmy się na mecz baseballa drużyny San Franscisco Giants! Super doświadczenie:) (niestety NY Yankees ani Mets nie grali podczas naszej wizyty, nie było też jeszcze meczów NBA)
Ostatni dzień zaplanowaliśmy na zakupy markowych ubrań w San Francisco Premium Outlets w Livermore. Świetne ceny (np. polo Tommy Hilfiger czy Ralph Loren za 15 USD) – zdecydowanie warto! Dobrze mieć trochę wolnego miejsca w plecaku:) Jeśli ktoś przyjeżdża tylko do San Franscisco może zobaczyć sekwoje w pobliskim parku Muir Woods.
Wieczorem oddajemy do wypożyczalni auta. Łącznie przejechaliśmy blisko 5000 km, czy było warto – oczywiście! Mamy nocny lot do Nowego Jorku, więc odpada nam kwestia noclegu:)
cudowna relacja, w końcu znalazłam trasę, jaką planuję! Już myślałam, że w 16 dni jest nierealna 🙂 z ciekawosci – czemu akurat trasa w tą stronę? A nie najpierw yosemite i na końcu LA? Planuję kółko „ze wskazówkami zegara”, zastanawiam się, czy ma to znaczenie 🙂
Dziękuję 🙂 Tak mieliśmy zrobione rezerwacje, szczerze mówiąc nie wiem czy ma to większe znaczenie, choć Yosemite i Sekwoje na końcu były dosłownie wisienką na torcie 🙂